Anna Kościelniak


To były lata sześćdziesiąte ubiegłego stulecia. W Operze Śląskiej w Bytomiu pojawiła się solistka wykształcona i wychowana przez Adę Sari, legendarną śpiewaczkę  o międzynarodowej karierze i sławie, a potem wybitnego warszawskiego pedagoga. Po Wierze Klawender-Grabowskiej, Adelinie Gallert i Eugenii Gwieździńskiej był to czwarty sopran z klasy Ady Sari, debiutujący na tej scenie w jej powojennych dziejach.

Jej nazwisko natychmiast skojarzono z interpretacją moniuszkowskiej Halki, tłumacząc za kulisami, że Anna Kościelniak dlatego odniosła sukces w tej roli, bo jest  z pochodzenia góralką. Tak, ale nie tylko dlatego. Dziewczęca uroda z pięknymi, naturalnymi włosami, wdzięk sceniczny w tonacjach na przemian lirycznych i dramatycznych, gracja  w poruszaniu się dostosowana do wizerunku kreowanej postaci, wreszcie piękny sopran dramatyczny, wyrównany i uporządkowany w całej skali, oto – z grubsza rzecz biorąc – kapitał artystyczny, z jakim przyszła gwiazda operowa startowała do kariery w zespole szczególnie obfitującym w wybitne odtwórczynie roli Halki.

Ciągle pamiętano tu moniuszkowskie wcielenia Wiktorii Calmy, Jadwigi Lachetówny, Antoniny Kaweckiej, Janiny Rozelówny, Anny Poraj czy Marii Vardi-Morbitzerowej.  W następnym pokoleniu obok Anny Kościelniak z powodzeniem aspirowały do śpiewania Halki Stanisława Marciniak, Ewa Karaśkiewicz, Krystyna Kujawińska i Jadwiga Papiernik.

Pierwsze lata kariery Anny Kościelniak przebiegały w atmosferze ciągłej konkurencji przy wysokim poziomie artystycznym wykonywanych spektakli. Starannie wykształcona  i świetnie dysponowana bez trudu dawała sobie radę z coraz to nowymi wyzwaniami repertuaru. W różnych sezonach oglądałem ją na scenie w Kawalerze srebrnej róży  R. Straussa (Marianna), Zaręczynach w klasztorze S. Prokofiewa (Klara), Rycerzu Sinobrodym J. Offenbacha (Boulette), Andrea Chenier U. Giordano (Madelon). Szczególny aplauz wzbudziła jako Eurydyka w Orfeuszu w piekle J. Offenbacha, a podziw i respekt  w tytułowych partiach Toski i Turandot w operach G. Pucciniego oraz Aidzie i Don Carlosie (Elżbieta) G. Verdiego.

Powszechnie uważano, że zbyt wcześnie porzuciła scenę dla działalności pedagogicznej. Odnosząc również w tej dziedzinie liczne sukcesy, przedłużyła swój żywot artystyczny, dobrze służąc polskiej scenie operowej, zarówno jako wspaniała śpiewaczka, jak i później jako wybitny profesor śpiewu.

Sławomir Pietras